Quantcast
Channel: Goldilocks world
Viewing all 190 articles
Browse latest View live

Moje włosy po lecie, aktualizacja.

$
0
0
Znowu doszło do sytuacji gdzie na "włosowym blogu" nie ma w ogóle włosów. Cóż, nie będę ukrywać, stałam się bardziej tapeciarą niż włosomaniaczką. Nie znaczy to jednak, że o włosach zupełnie zapomniałam. Nadal uważam, że są one wizytówką kobiety (podobnie jak zadbane dłonie i paznokcie) i ich wygląd i kondycja wpływa na nasz ogólny odbiór przez drugiego człowieka. Nie będę też ściemniać, stałam się tapeciarą, ale włosy nadal są moją dumą i jeśli dostaję jakieś komplementy to 90% z nich tyczy się mych pukli właśnie. Co więc sprawiło, że coraz mniej włosów na tym blogu? Cóż przestałam już totalnie świrować na ich punkcie, poświęcać im większość swoich myśli, pogodziłam się z faktem, że są niefotogeniczne, plączą się na potęgę i czasami są definicją "bad hair day". Częściej noszę je spięte niż rozpuszczone, tak mi wygodniej i wtedy mniej się plączą. Przez wakacje używałam właściwie jednego zestawu kosmetyków. Już pokazuję co to było:


 Słynny bananowy duet z The Body Shop. Był taki moment w blogsferze, że każda włosomaniaczka chciała je wypróbować. Ja w końcu pofatygowałam się do Wrocławia i zaopatrzyłam się w szampon i odżywkę. Pachną przepięknie! Sorry, ale jeśli chodzi o zapach to scandic bananowy może się schować. Muszę przyznać, że te produkty nie mają szałowego składu i wcale nie robią cudów na kiju. Jednak moje włosy nie są już tak wymagające jak na początku ich drogi do ogarnięcia;) także bananowe duo z TBS mi posłużyło. Jeśli macie jednak podniszczone włosy, albo bardzo wymagające, to odpuśćcie sobie, nie będziecie zadowolone.


 Czasami jednak potrzebowałam porządnego oczyszczenia. Sięgałam wtedy po Joannę o prostym składzie. Szampon jak szampon, niedrogi i robi co ma robić;)


Zużyłam wszystkie maski do włosów i wróciłam do mojego hitu i absolutnego KWC. Biovax do włosów blond. Jest ze mną od początku włosomaniactwa i z ogromną przyjemnością do niego wróciłam. Już kiedyś pisałam o tej maseczce, o TUTAJ moje pierwsze wpisy;)

Do zabezpieczania końcówek i ogólnie ochrony włosów przed czynnikami zewnętrznymi służył mi sylikownowy olejek z gliss kura, którego używam codziennie od jakichś trzech miesięcy, lubimy się. Do tego super pachnie. Od Kasi już dawno dostałam odżywkę do rozczesywania włosów z Macadamia, podobnie jak wyżej wymieniony olejek, spisuje się bardzo dobrze, pięknie pachnie i działa! Rozczesywanie włosów stało się trochę łatwiejsze;)

Batiste. Wiadomo:)

Ktoś może zapytać: hola, hola! A gdzie oleje? No cóż...w denku pokazywałam zużyty olej palmowy i od tego czasu nie kupiłam nic nowego;) Zbieram się do zakupu kokosa. No, ale przejdźmy w końcu do sedna, czyli do włosów.




Tak mniej więcej wyglądają po przebudzeniu i rozpuszczeniu koka, w którym spałam. Mówiłam, że są niefotogeniczne, do tego Kuba totalnie nie zna się na robieniu zdjęć. Przysięgam, że zrobił ich milion i 99% rozmazane. Nie wiem jak on to robi...

Poprosiłam więc o pomoc Martę, ona to się zna i przy robieniu zdjęć jest niezastąpiona:)
Tak więc prezentują się moje włosy prawie codziennie, końcówki jak widać potrzebują dociążenia, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że nie są zniszczone, gdyż byłam je podciąć na koniec sierpnia. Pilnuję ich dość i nadal są mięciusie. Wywijają się, taka ich natura, muszę z tym żyć;)

Jeśli lubicie mojego facebooka KLIK to wiecie, że w ostatni weekend sierpnia byłam na Kaszubach na weselu przyjaciółki, gdzie po raz pierwszy od dwóch lat wyprostowałam włosy (w czym znowu pomogła mi Marta:*) Wydaje mi się, że te zdjęcia najlepiej oddają kolor moich włosów, ich kondycję, długość a także kształt w jaki są podcięte.


Muszę przyznać, że lato było dla moich włosów dość łaskawe, kiedy patrzę na nie teraz widzę, że nie są zbyt zniszczone i na razie nie wymagają cięcia. Niestety dopadło mnie jesienne wypadanie, więc wracam do akcji z wcierką. Także skrócony plan na jesień wygląda tak: wielki powrót do olei i wcierek.

Jak się mają wasze włosy po lecie? Jesteście z nich zadowolone? 
Buziaki:*

Tag: Co jest w mojej torebce?

$
0
0
Jakiś czas temu (a właściwie to nadal) na You Tube szalał tag "co jest w mojej torebce". Nie będę ukrywać, lubiłam te filmiki. Zaglądanie ludziom w jakieś prywatne sfery ich życia (mówcie co chcecie, moim zdaniem torebka wiele mówi o kobiecie) jest swego rodzaju ekscytujące. Dlatego też kiedy ostatnio przepakowywałam się z jednej torebki do drugiej, pomyślałam sobie "hej, czemu nie? może ktoś ma ochotę zobaczyć co zabieram ze sobą na miasto." Jeśli należycie do tej ciekawskiej grupy to zapraszam do dalszego czytania.

W poście z niekosmetycznymi nowościami lata pokazywałam małą torebkę jaką dostałam od znajomych z pracy na urodziny. Powiem tyle: uwielbiam ją! Dokładnie takiej było mi trzeba. Zazwyczaj noszę ze sobą wielkie torbiszcza, do których ładuję zbyt wiele rzeczy i które zawsze są za ciężkie. Dlatego latem, na szybkie wyjście na zakupy, spotkanie z koleżankami czy do pracy idealnie sprawdza się taka niewielka torebusia, zwłaszcza że pomieści najpotrzebniejsze dla mnie rzeczy.

Torebka prezentuje się tak i pochodzi z TK Maxx, w środku ma dwie małe kieszonki, na telefon czy długopisy, i jedną zamykaną na zamek. Przysięgam, że męczyłam ją od kiedy ją dostałam, teraz kiedy wracam na uczelnię, wracam do większych toreb, a co brałam ze sobą w takie maleństwo?

*Telefon, bez niego jak bez ręki. Tak, ja jestem uzależniona od telefonu, tak naprawdę to nie jest telefon tylko narośl w mojej ręce. Obecnie korzystam z telefonu Alcatel Idol 3, 4.7 cala, jestem nim zachwycona, naprawdę świetny model, polecam:) a na tapecie oczywiście jedno z moich oczek w głowie, chrześnica Natalia<3

*Jeśli w torebce nie mam ze sobą żelu do mycia rąk bez wody to popadam w panikę. Dużo podróżuję komunikacją miejską i taki żel w torebce to absolutne must have!

*Po tatusiu mam super czuły nos, naprawdę ja mogłabym być owczarkiem niemieckim i szukać narkotyków. Trochę głupio, że to powiem, ale ja zawsze wyczuję jak komuś nieprzyjemnie pachnie z ust i wtedy nie jestem w stanie rozmawiać z taką osobą. Tak już mam i tyle. Dlatego też, zawsze mam przy sobie jakieś tic taci, teraz akurat truskawkowe:)

*Czasami gdzieś coś muszę zapisać, dlatego noszę ze sobą jakiś długopis, albo ołówek.


*Portfel, wiadomo. Z portfelami to ja mam różne fazy... Raz noszę giganty, prawie wielkości mojej torebki, a czasami coś mini, mini. Obecnie jako portfel służy mi saszetka z Calvin Klein, którą siostra mi kupiła na urodziny jakieś dwa lata temu. Mieści mi wszystko co potrzebuje, jestem z niej bardzo zadowolona.

*Moje ulubione coffee heaven, zmieniło się na costę. Chlip, chlip :( Z okazji tej drastycznej dla mnie zmiany, dostałam dwa kupony na darmową kawę. Muszę się w końcu wybrać i je wykorzystać!

* Lusterko, to kolejna rzecz którą mam ze sobą zawsze. Wiadomo, trzeba kontrolować makijaż i świecenie raz na jakiś czas;)

* W torebce noszę też to, co aktualnie znajduje się na moich ustach, ostatnio nieśmiało wróciłam do błyszczyka od L'oreal (nadal nie lubię błyszczyków, ale daję im szansę) Swatcha tego mazidła pokazywałam TU też macie tak, że pod koniec tygodnia/miesiąca/whatever kończycie z milionem szminek w torebce, czy tylko ja tak mam?

* Staram się zawsze mieć ze sobą (choć nie zawsze się udaje) torbę na zakupy, nie lubię gromadzić foliowych toreb kiedy robię zakupy spożywcze, tę torbę dostałam w Yves Rocher kiedy zakładałam tam kartę klienta.

*Krem do rąk też staram się mieć ze sobą, szczególnie że moje ręce naprawdę lubią się przesuszać. W tej chwili używam isany z mocznikiem, jest ok, ale na tę chwilę szału nie ma.



* Klucze, to też raczej oczywistość. Ja do kluczy mam dodatkowo podpięty pendrive, który dostałam od znajomego na urodziny:)

* Poza paczką tic taców, muszę mieć przy sobie gumy orbit niebieskie. No po prostu muszę je mieć. Jak mi się kończą to lecę pędzę do sklepu kupić nowe opakowanie.

Tak oto prezentuje się całość tego co noszę ze sobą w mojej małej torebusi. Właśnie widzę, że zapomniałam tutaj umieścić jeszcze słuchawki! O ja głupia! Słuchawki to absolutny must have (chyba piszę to już dzisiaj po raz piąty), ja słucham muzyki non stop kiedy przemieszczam się z miejsca na miejsce. 

A co Wy nosicie w swoich torebkach? Ja taguję wszystkich! Jeśli któraś z Was ma zamiar zrobić taki post u siebie, albo już zrobiła, to bardzo proszę, wrzućcie mi link w komentarzu, bo chętnie obczaję co tam macie:)

Buziaki:*

Musa paradisiaca (banana) fruit, czyli jak te banany działają na nasze włosy (i nie tylko)

$
0
0
Jakiś czas temu marzeniem każdej włosomaniaczki było posiadanie bananowego duetu z The Body Shop. Brak szamponu jeszcze dało się przeboleć, ale odżywkę musiał mieć każdy. Jeśli któraś z nas nie miała dostępu do TBS, lub miała ograniczony budżet, zadowalała się scandiciem bananowym. Nie będę ściemniać, ja też marzyłam o tym, żeby moje włosy pachniały bananem, były piękne, lśniące i w ogóle wow. Do najbliższego TBS mam jakieś 150km, dorwałam więc scandica. Szału nie robił, a zapach był słodki i sztuczny. W końcu po latach oczekiwań nadszedł ten dzień, kiedy zdobyłam swój wymarzony duet z The Body Shop. Pokazywałam Wam go w poście o tym czego używałam na swoich włosach latem KLIK i tam też stwierdziłam, że na moich włosach odżywka daje radę, ale ja mam włosy zdrowe, myślę że jeśli ktoś zaczyna swoją przygodę z dbaniem o włosy, to bananowy duet będzie dla niego wielkim rozczarowaniem.
Fakt, że u mnie połączenie szampon + odżywka naprawdę dają radę, do tego włosy pięknie pachną bananem, sprawiły że zaczęłam się zastanawiać jak w ogóle ten owoc wpływa na nasze włosy.
źródło
O samych bananach, a szczególnie o ich końcówce, krążą legendy i chyba każdy jakąś słyszał. Sam owoc jednak jest cennym źródłem witaminy C, błonnika a także potasu. dlatego też banany są polecane przy nadciśnieniu (swoją drogą zawierają więcej potasu niż pomidory). Stanowią one idealną przekąskę w ciągu dnia, gdyż są dość sycące. Jednak osoby chorujące na cukrzycę powinny ich unikać ze względu na wysoki indeks glikemiczny.
Jeśli ktoś ma ochotę doczytać na temat tego na co działają (bądź też nie) banany to zapraszam tu.  Banan jest owocem bogatym w cukry proste, natomiast ubogim w tłuszcze. Idealnie nadaje się więc dla osób mających większe zapotrzebowania energetyczne. Dzięki swoim właściwościom odżywczym zalecany jest dla osób w stanie rekonwalescencji lub osób zmagających się z anemią. Poleca się go również dzieciom, gdyż sprzyja rozwojowi układu kostnego. Owoc ten dostarcza nam również serotoniny (naturalny środek antydepresyjny). Zawiera także pektynę, która wspomaga naturalne ruchy jelit i usuwa toksyczne metale.

Ale dziś miało być głównie o bananach w kosmetyce. Bo przecież i tam znajdują swoje zastosowanie, Mają działanie regenerujące, odżywiające i nawilżające. Czyli coś idealnego dla skóry, która w okresie grzewczym może się przesuszać. Domowe maseczki z rozgniecionego banana z dodatkiem oleju (np. z pestek dyni, kokosowego, oliwy z oliwek), oczyszczają, odżywiają i ujędrniają skórę. A dodanie do nich np. soku z cytryny będzie dodatkowo poprawiać koloryt naszej twarzy, szyi czy dekoltu. W pełni dojrzałe banany mają właściwości anty grzybicze, do tego stosowane miejscowo znakomicie zmiękczają i uelastyczniają skórę.

Jeśli chodzi o włosy to owoc ten może wzmocnić i odżywić pozbawione blasku i przesuszone pasma. Maseczka z banana poprawia ich elastyczność, ale nie wiem czy jest taka łatwa do wypłukania, chyba jednak lepiej sięgnąć po coś z oferty półproduktów, lub właśnie odżywkę bananową;) 100g bananów zawiera 0,51 mg witaminy B6, a ta z kolei reguluje pracę gruczołów łojowych, zapobiegając łupieżowi i przetłuszczaniu się włosów.

Na koniec wspomnę tylko, że poza samym owocem, jego skórka również ma mnóstwo zastosowań. Poleruje się nią srebro, albo buty. Słyszałam, że idealnie wybiera zęby, a także ze względu na fakt, iż zawiera szereg naturalnych enzymów i olejków, przyspiesza gojenie ran. Dodatkowo może być stosowana jako nawóz lub do odstraszania mszyc. 

Jak widać banan ma mnóstwo zastosowań, a sama nie wspomniałam tu o wszystkich, gdyż post byłby zwyczajnie za długi. Myślę więc, że warto mieć w domu kiść tych owoców i wykorzystywać je w różnorakich celach. Na całe szczęście jest to jeden z moich ulubionych owoców i codziennie zjadam chociaż jedną sztukę. A jak to jest u Was? Swoją drogą dajcie znać czy wolicie takie zielonkawe banany, czy raczej te mocno dojrzałe z brązowymi już plamkami. I jestem też ciekawa jakie najlepsze legendy o końcówce banana słyszałyście:)
Buziaki:*

New in: wrzesień, październik!

$
0
0
Dzień dobry, cześć i czołem.

Znowu dłuższy zastój, pochłonęła mnie uczelnia. Okazało się, że na drugiej magisterce jest trochę projektów do zrobienia i to dość zajmujących. Tak więc minął mi październik niesamowicie szybko, w sumie nawet nie wiem kiedy, bo właściwie mamy już za sobą pierwszy tydzień listopada! Jak to już się stało w zwyczaju, nowości kosmetyczne pokazuję raczej co dwa miesiące, zawsze wydaje mi się, że przez jeden miesiąc dużo się nie uzbiera. Teraz szczerze przyznaję, że post będzie długi, bo kosmetyków jest dużo. Minimalizm w ciągu ostatnich dwóch miesięcy poszedł w odstawkę. Ale znalazło się kilka perełek więc zapraszam do dalszego czytania:)

Uwielbiam żelowe płatki pod oczy. Często zdarza mi się spać mniej niż 6 godzin, a po oczach widać to od razu, dlatego w domu zawsze muszę mieć zapas. Do tego w Rossmannie zaopatrzyłam się w nowy płyn do kąpieli firmy apart, oliwka i buriti. Pięknie pachnie, polecam serdecznie.

W Poznaniu otworzyli sklep z rosyjskimi kosmetykami, udałam się tam od razu i na dzień dobry kupiłam cudownie pachnącą malinową sól do kąpieli i szampon przeciwdziałający wypadaniu włosów dla Jakuba.

Słynny na YouTube cielisty cień do powiek my secret matt eye shadow, także zasilił moją kolekcję cieni do oczu.

Przy okazji jakichś promocji w SuperPharm zaopatrzyłam się w szampon, który rzekomo ma hamować wypadanie włosów, gdyż jest to ostatnio moje największe zmartwienie. Pokończyły mi się także podkłady, co można było zobaczyć w ostatnim denku, skusiłam się więc na nową wersję True Match od L'oreal.

Potrzebowałam nowych bibułek matujących, a że akurat nie miałam przy sobie pieniędzy za bardzo to skusiłam się na najtańszą opcję, wibo;)

Skończyłam myjadło do twarzy i ponownie skierowałam swoje kroki do rosyjskiego sklepu skąd wyszłam z pianką do cery tłustej o baaardzo przyjemnym zapachu i fajnym składzie. Pianka od dnia zakupu jest w użyciu i przyznaję, że jest całkiem całkiem:)

Znowu promocja w super pharm. -40% na markę nuxe, wzięłam krem do twarzy Reve de Miel wersja na noc, Co ciekawe, wersja na dzień ma praktycznie taki sam skład. W gratisie dołączono mini krem do rąk z tej samej serii;)

Kolagenowa maseczka pod oczy, purederm, to już moje drugie opakowanie tego produktu. Jest naprawdę świetny, gorąco polecam.

Skończyła mi się baza pod cienie z Lumene, od dawna czaję się na słynną bazę z Urban Decay, ale nie miałam akurat pieniędzy, także zdecydowałam się na nowość od catrice. 


Dwa lata temu na moim blogu pojawiła się moja prawdziwa chciejlista KLIK część z tych rzeczy jest już nieaktualna, ale kremowy bronzer od chanel był moim wielkim kosmetycznym marzeniem. Dzięki kochanej Asi baza brązująca od chanel jest już moja i od tego czasu używam jej prawie codziennie<3

Przyszła jesień, moja twarz woła o pomstę do nieba. Postanowiłam dać szansę Acne-derm. Zobaczymy jak się spisze.

Zamawiałam ostatnio podkład w sephorze, korzystając z promocji -20% i przy okazji dorzuciłam sobie kilka kostek musujących do kąpieli.

Skoro o podkładzie mowa, to znowu spełniłam swoje, trochę mniejsze, kosmetyczne marzenie i moją kosmetyczkę zasilił podkład Lancome Teint Idole Ultra. Czaiłam się na niego jakieś trzy miesiące, jak nie dłużej, teraz nie żałuję zakupu.

Pokończyły mi się również tusze do rzęs, miałam ochotę na jakąś nowość, kupiłam więc miss sporty studio lash.

Kolejna promocja w super pharm i moją kolekcję mazideł do ust zasiliła Bourjois Rouge Edition Velvet w kolorze 10. Swoją drogą macie ochotę na aktualizację mojej kolekcji mazideł do ust? Trochę się zmieniło od ostatniego wpisu z tej serii.

Powoli zużywa mi się też gąbeczka z Yves Rocher. Moja przyjaciółka robiła zamówienie w drogerii internetowej, także ja chętnie się podpięłam pod zamówienie i kupiłam gąbeczkę do nakładania podkładu z RealTechniques.

Kosmetyki do stóp także mi się skończyły (jak się kończy to wszystko na raz) w związku z tym, że firma evree była ostatnio na promocji w rosmannie to kupiłam sobie od nich peeling i serum do stóp.


To są akurat łupy z promocji w Rossmannie, która zaczęła się już w listopadzie, ale postanowiłam je pokazać tutaj. Mam ostatnio małą obsesję konturówkową, stąd dwie kredki do ust od eveline, o dziwo zaopatrzyłam się w błyszczyk(!) od L'oreal i balsam ochronny z alterry.


Drogerie rozpieszczają nas swoimi promocjami. -40% w naturze na markę Kobo spowodowało, że skusiłam się na piękny cień w kolorze o nazwie golden rose. Do tego wzięłam klasyczny czerwony lakier do paznokcie z Eveline, gdyż moja ostatnia czerwień z essie dobiła dna.

Wspominałam coś o miłości do konturówek? No to mam dwie z essence. Świetna jakość za 5 złotych!

Pokończyłam też swoje zapasy zapachowe, a ja jestem rasowym wąchaczem, muszę więc ładnie pachnieć;) Tym razem kupiłam sobie Davidoff Cool Water. Zupełnie nie jesienny zapach, ale bardzo mi się spodobał i poczułam, że potrzebuję go tu i teraz.

A że kobieta zmienną jest, to postanowiłam kupić sobie też trochę cięższy zapach. Na promocji był akurat Calvin Klein Obsession Night, który bardzo przypadł mi do gustu, także teraz jest już ze mną:)

Ufff to była naprawdę długi post, ale naprawdę chciałam się tym z Wami podzielić. Myślę, że z czasem zaczną się pojawiać recenzje części z tych produktów. Znacie coś z tych kosmetyków? Co nowego ostatnio wpadło w Wasze ręce?

Kosmetyczna WishList na 2016 rok

$
0
0
Strasznie długo było tu cicho, a sam blog zarastał wręcz kurzem. Jest to spowodowane naprawdę dużymi zmianami w moim życiu prywatnym, a także zmianą miejsca zamieszkania. Zwyczajnie na blogowanie nie było czasu. Ale teraz jestem już w nowym mieszkaniu. meble mam prawie wszystkie, zaczynam rok 2016 pełna radości i nadziei, że od teraz będzie już tylko lepiej. Mam teraz też więcej czasu dla siebie więc powoli odkurzam bloga, a żeby się wdrożyć na nowo w pisanie, postanowiłam dzisiaj podzielić się z Wami moją kosmetyczną listą "marzeń" na nadchodzący rok. Zapewne sama lista będzie się jeszcze dość mocno zmieniać w ciągu całego roku, zawsze tak jest, ale na tę chwilę są to rzeczy, o których myślę dość intensywnie i nie obrażę się, jeśli zasilą moją kosmetyczkę;)

MAC - Mehr

źródło

Bardzo lubię pomadki z MAC, zresztą są już chyba kultowe w blogsferze i nie tylko. Na mojej toaletce mam akrylowy pojemnik na szminki i jest w nim jedno puste miejsce na kolejną szminkę od MAC, a kolor Mehr chodzi mi po głowie od naprawdę długiego czasu. Zresztą spójrzcie na ten odcień, cudowny!

Chanel Rouge Coco Shine "Randez-Vous"
źródło
Mój osobisty mikołaj w tym roku przyniósł mi szminkę z tej serii w odcieniu Adrienne i dosłownie zakochałam się w tej formule i w tym jak się nosi ten kosmetyk. Zdecydowanie chcę więcej. Wiadomo, dać palec to zachce się całej ręki ;)

Beauty Blender
źródło
Uwielbiam nakładać podkład gąbką, jednak oryginalnego beauty blendera jeszcze nigdy nie miałam, czas to zmienić.


Kiehl's Creamy Eye Treatment with Avocado

Jeśli chodzi o kremy pod oczy to lubię mieć naprawdę dobry produkt z tej serii, gdyż moja okolica wokół oczu bardzo szybko się przesusza. O produktach kiehl's słyszałam same dobre rzeczy, a ten krem ostatnio podbił internet. Mam na niego chętkę;)

MAC Studio Fix nc15
źródło
Miałam próbkę od przyjaciółki i okazał się prześwietnym podkładem, kiedy tylko wykończę jakiś swój podkład to na pewno skieruję się do MACa.

Pędzle Zoeva do różu i do pudru


źródło

Koniecznie muszę zaopatrzyć się w nowe pędzle do różu i pudru, bo moje są już zwyczajnie stare i średniej jakości. Te dwa z serii rose golden od Zoeva kuszą mnie już od dłuższego czasu. 



Organique, Anti-Age Hair Mask



Jako typowa włosomaniaczka musiałam pokazać tutaj coś do włosów, a maska z qrganique jest moim mini marzeniem już chyba od roku. Czas tę zachciankę w końcu zrealizować.

Właściwie to już wszystko, na tę chwilę nie mam żadnych większych marzeń kosmetycznych poza wyżej wymienionymi, ale jak już wspominałam, to się pewnie zmieni;) A jak Wasze noworoczne wish listy kosmetyczne?

Jak radzić sobie z włosami podczas mrozów?

$
0
0
Też tak macie? Ledwie temperatura trochę spadnie, ogrzewanie rusza pełną parą, suszenie co chwile, czapki, szaliki i inne możliwe metody zatrzymywania ciepła, a na głowie...DRAMAT. Wręcz apokalipsa. U mnie to chleb powszedni, moje włosy zimą mają tendencje do wyglądania jak...hmm...nawet nie umiem znaleźć odpowiedniego porównania. Przyjmijmy, że po prostu źle. Kołtunią się tak, że ciężko je rozczesać, albo mam przyklap tysiąclecia, przetłuszczają się w trybie ekspresowym. No koniec świata i okolic. Ale przecież nie zawsze tak musi być, można sobie jakoś z tym radzić. Dziś więc przedstawię Wam kilka moich sposobów na to jak sprawić by nasze włosy wyglądały pięknie również wtedy, gdy temperatura spada poniżej zera, a nasze nosy kolorem przypominają dojrzałego pomidora;) 


1. Nie takie straszne sylikony...

Wiem, że na początku swojej włosomaniackiej przygody każda z nas przeżywa pięć minut wojny z sylikonami. Sama też przez to przechodziłam;) Potem przychodzi jednak otrzeźwienie i zaczynamy te składniki na nowo ze sobą oswajać, okazuje się wtedy, że niektóre z nich potrafią przynieść naprawdę dużo pożytku naszym włosom. 
Zimą nie wyobrażam sobie, żeby w mojej pielęgnacji mogło zabraknąć sylikonowych ser na końcówki, jak widzicie na załączonym obrazku trochę ich u mnie jest i walają się w każdym kącie mieszkania (chociaż to po prawej, w przeźroczystej butelce należy do mojego mężczyzny;)). Taka dawka sylikonów idealnie chroni nasze końcówki przed rozdwajaniem się, a kiedy na dłoniach została mi sama resztka produktu to przejeżdżam nimi po całej długości, aby lekko ujarzmić włosy. Naprawdę polecam zaopatrzyć się w chociaż jeden produkt napakowany sylikonami.


2. Daj się "napić" swoim włosom.

Zimną najczęściej towarzyszy nam ultra suche powietrze. A to kaloryfery, a to ogrzewanie w aucie, a to suszarka z ciepłym nawiewem, bo trzeba włosy wysuszyć na szybko, a to mroźne kontynentalne powietrze itd. Włosy naprawdę dostają wtedy w kość. Moje są permanentnie przesuszone, przez co jeszcze szybciej robią się na nich kołtuny i to takie dość makabryczne. Dlatego uważam, że zimą trzeba włosy solidnie nawilżyć i częściej sięgać po maski/oleje/konkretne odżywki. Lekkie konsystencje zostawiam sobie na lato. Poniżej prezentuje Wam, taki mój sprawdzony zestaw na ujemne temperatury i susz w powietrzu;)



3. Polub się z czapką.

Wiem, że wiele z Was boi się czapek, a bo przyklap na włosach, a bo szybko się przetłuszczają, a bo elektryzują. W sumie są to tylko bzdurne wymówki. Pamiętajmy, że przede wszystkim ma nam być ciepło w głowę! To jest najważniejsze, także dla naszych włosów. Kiedy zmarznie nam skóra głowy, naczynia będą się drastycznie kurczyć, możemy sobie uszkodzić cebulki, a to już bardzo prosta droga do wypadających włosów. Aby włosy się nie elektryzowały, albo nie przetłuszczały zbyt szybko, musimy zwrócić uwagę na to z czego wykonana jest nasza czapa. Niestety, ale tanie, sztuczne materiały nie będą służyć naszym włosom.

Jeśli jednak chcemy posiłkować się tym co już mamy, a nie jest to najwyższej jakości (jak np. w moim przypadku, dopiero niedawno zaczęłam interesować się jakością  materiałów moich ubrań) to najważniejsze, aby czapki regularnie prać! Nie możemy tego pomijać. Można też, naprawdę delikatnie, spryskać czapkę od środka lakierem do włosów, może to na jakiś czas zniwelować elektryzowanie się włosów.


4. Czesz, spinaj i dbaj o akcesoria.

Jak już wspominałam, jednym z antyczapkowych argumentów jest przyklap. Można go uniknąć czesząc włosy w jakieś całkiem luźne koki lub warkocze. Zniweluje to także problem plątania się włosów. Jeśli nie lubicie nosić cały czas upiętych włosów to fryzurę zawsze można rozpuścić po dotarciu do szkoły/pracy/whatever :) Ważne jednak aby nasze akcesoria do czesania utrzymywać w odpowiedniej czystości. Szczotkę trzeba często myć! Ja swoje gumki-kabelki regularnie wyparzam we wrzątku, a grubsze gumki-frotki raz na jakiś czas piorę. 

I to już właściwie wszystkie moje rady dotyczące tego jak jakoś przetrwać te mroźne dni. Nie twierdzę, że jest to odkrycie Ameryki, ale może komuś to pomoże:) Dajcie znać jak Wy radzicie sobie ze swoimi włosami zimą.

Całuję gorąco :*

Nowości z przełomu 2015/2016

$
0
0
Hej ho!

Zakupy, prezenty, spadki i inne nowości... uwielbiam! Ale to już chyba nasza taka kobieco-blogerska przypadłość, ciągle mamy ochotę testować coś nowego, ze sklepowych półek kuszą promocje, a nasi mężczyźni rozpieszczają nas kosmetycznymi podarkami (i nie tylko;)) Mój kochany w okresie świąt rozpieścił mnie takimi podarkami, że aż czuję wewnętrzną potrzebę dzielenia się tym ze światem, wybaczcie. 


Pod choinkę mój prywatny mikołaj zrealizował jedno z moich największych marzeń kosmetycznych. Jestem wielką pomadkoholiczką i od bardzo dawna marzy mi się posiadanie swojej własnej szminki od chanel, do tego kiedy tylko dowiedziałam się, że jest kolor o nazwie Adrienne, zaczęłam wzdychać do niej nocami. Mój mężczyzna chyba chce żebym wzdychała tylko do niego, bo na święta, moja własna Adrienne przyleciała do mnie z Mediolanu <3 jest boska!

Moja ekipa w pracy też nigdy nie zawodzi. Naprawdę, dla takiej atmosfery jaką ja mam w pracy to można śmiało wstawać rano, a z biura wychodzić wieczorem. Nie mogło się obyć bez krótkiej, firmowej wigilii, a tam od współpracowników otrzymałam pięknie pachnący zestaw farmony:) oj będzie owocowo u mnie w łazience:)

Babcie wiedzą co ich wnuczki lubią najbardziej:) Żel pod prysznic o zapachu mango <3

Wyprzedaże w sephorze na koniec roku..no jak im się oprzeć? Ja w tym (a właściwie zeszłym roku) miałam plany, na zakup dwóch wyżej pokazanych rzeczy, ale nie udało mi się...znowu mój mężczyzna mnie ubiegł. Naprawdę przy nim nie mogę powiedzieć na głos, że coś bym chciała bo to się tak kończy ;) Puder ze smashboxa doskonale znam, to moje drugie opakowanie i właściwie nie czuję potrzeby szukania czegoś innego, a mascarę z too faced po prostu bardzo chciałam wypróbować, gdyż jest to jedna z moich ulubionych firm kosmetycznych.

Od siostry pod choinkę dostałam zestaw z bareMinerals, róż do policzków i błyszczyk do ust. Różu jest tyle, że chyba jeszcze moje wnuczki będą go zużywać:) Ale kolor jest bardzo przyjemny:)

Również prezent od siostry, o który w sumie sama prosiłam. W Poznaniu niestety nie ma Bath and Body Works, nad czym baaardzo ubolewam. Muszę więc prosić siostrę raz na jakiś czas o zakupy. Seria stress relief jest jedną z moich ulubionych, piękne, lekko ziołowe, ale orzeźwiające zapachy, które naprawdę mogą ukoić nasze zmysły. Zawsze zastanawia mnie dlaczego o tej serii jest tak cicho. No i oczywiście coś o zapachu mango. Jestem uzależniona :D

No i na koniec coś co sama sobie sprawiłam. Szukałam kremu pod oczy i moja przyjaciółka poleciła mi riche creme z Yves Rocher, który akurat był na promocji, przeceniony z 92zł na nieco ponad 40. Więc kiedy nie próbować jeśli nie teraz? Zwłaszcza, że skład jest dość przyjemny. Dodatkowo mleczko do demakijażu i tonik z zielonej herbaty są wycofywane, więc zdecydowałam się wypróbować mleczko do demakijażu i tonik, kosztowały grosze, a może okażą się takim hitem, że będę za nimi płakać cały rok;)

I to już wszystko co miałam Wam dziś do pokazania. Czy Wam ostatnio wpadło coś ciekawego w ręce?

Shea Moisture, Yucca&Baobab Volumizing Conditioner

$
0
0
Witajcie!

Muszę przyznać, że sama siebie nie poznaję. Ostatnio dość dużo włosowych tematów na blogu, szok. Czyżby to miejsce zyskiwało drugą młodość? Zobaczymy, nie mówię hop, ale włosowe tematy znowu stają mi się bliskie, normalnie powrót do korzeni;) Dziś więc przychodzę do Was z recenzją odżywki, w którą zaopatrzyłam się jeszcze będąc w stanach, a więc dawno temu. Mowa tutaj o tytułowej Shea Moisture, Yucca&Baobab Volumizing Conditioner


Kosmetyki Shea Moisture charakteryzują się bardzo bogatym składem, są przepełnione olejami i ekstraktami roślinnymi, do tego same produkty pachną przepięknie. Miałam styczność z kilkoma różnymi seriami od tej firmy i zawsze zapach mnie urzekał. Nie inaczej jest w przypadku odżywki, której zadaniem jest zwiększanie objętości naszych włosów, jej aromat jest po prostu niesamowity, nie potrafię go do niczego porównać. Woń na całe moje szczęście utrzymuje się jakiś czas na włosach, więc po kąpieli zaciągam się swoimi "kłaczkami";)
Sam kosmetyk ukryty jest w opakowaniu z pompką, która nie jest najwygodniejszym mechanizmem na świecie, ale mimo to nie zacięła mi się ani razu i chociaż dozuje troszkę małą ilość produktu, to uważam ją za duży plus tego opakowania. Ponadto butelka zrobiona jest z grubszego plastiku, nie tak łatwo ją zgnieść, na razie jestem z tego faktu zadowolona, zobaczymy czy nie będę się męczyć pod koniec zużywania odżywki. Wszystkie kosmetyki tej serii bazują na maśle shea (na co wskazuje sama nazwa) więc jeśli nie lubicie się z tym składnikiem, to raczej produkty marki Shea Moisture nie przypadną Wam do gustu.

Jeśli chodzi o wydajność tego produktu, to odżywki używam od około dwóch miesięcy i zostało mi jej 1/4 opakowania, uważam więc że jest naprawdę wydajna. Poza tym, sama w sobie jest na tyle gęsta, że nie trzeba jej wiele aby pokryć całe włosy (poprzez całe mam na myśli nakładanie od ucha w dół;))
Ale najważniejsze, to jak odżywka działa na moje włosy? Jak już wspominałam pozostawia na nich piękny, nie do opisania zapach, a ja jestem wąchaczem. Lubię jak kosmetyki ładnie pachną, chociaż wiem, że sam zapach to nie wszystko. Włosy po użyciu tego kosmetyku są tak lejące się, że mogłabym ich cały czas dotykać. Za każdym razem kiedy jej użyję, wiem że będą one dobrze wyglądać. Czy dodaje objętości? Moim zdaniem trochę tak, a przy tym porządnie nawilża. Zazwyczaj moje włosy są jednym wielkim przyklapem, po użyciu tego produktu wcale tak nie jest. Włosy są lekkie, odbite od skóry głowy, ale nie puszące się. Jestem tą odżywką zachwycona i kiedy ponownie będę w Stanach to na pewno zaopatrzę się w inne kosmetyki tej firmy, bo jest to marka, którą warto się zainteresować. Ta odżywka jest moim strzałem w dziesiątkę i zdecydowanym ulubieńcem ostatnich dni. Ubolewam tylko nad tym, że w Polsce tak ciężko dostać produkty tej marki, a jeśli już to są one naprawdę drogie. TUTAJ znajduje się oficjalna strona producenta, gdzie można prześwietlić całą, ciągle poszerzającą się, gamę produktów shea moisture. A sklepy, gdzie można zamówić kosmetyki, tak aby przyszły do Was do domu znajdziecie TU i np. TU

Znacie produkty tej marki? Jakie jest Wasze zdanie o nich?

Anastasia Beverly hills dipbrow pomade test i recenzja

$
0
0
Wiecie, że jeszcze jakiś czas temu uważałam, że malowanie brwi to przesadna fanaberia? O matko gdzie ja miałam głowę. I żeby było jasne, to nie było 10 lat temu tylko tak ze dwa... nawet ostatnio moja przyjaciółka znalazła jakieś nasze zdjęcie z studiów bez zrobionych brwi, wyglądało to co najmniej śmiesznie. Nie zrozumcie mnie źle, jeśli macie ładne, gęste brwi, którym wystarczy lekka regulacja i czasami przejechanie żelem to #zazdrość. Ja mam dość jasną oprawę oczu, a do tego druga część moich brwi ma coś w rodzaju dziury, nie da się ukryć, mają one potencjał do bycia plemniczkami;) Z tychże powodów makijaż brwi okazał się moim tapeciarskim odkryciem 2015roku i kiedy w internecie zawrzało od nowości Anastasii Beverly hills, wiedziałam że pomada do brwi ląduje wysoko na mojej liście marzeń. W lipcu moja kochana siostra spełniła to marzenie, za obronę magisterki podarowała mi dipbrow pomade w kolorze blond i contour kit w kolorze light. Mojej radości nie było końca, już wtedy zrobiłam sobie pierwsze wrażenie pomady, ale chciałam poczekać trochę z jego publikacją żeby za bardzo się nie ekscytować:) Minęło pół roku używania pomady i myślę, że to dobry czas na recenzję kosmetyku.



Produkt przychodzi do nas w kartoniku, w którym ukryty jest słoiczek z naszym kosmetykiem:) Muszę przyznać, że sam słoiczek i logo na wieczku jest na tyle ładny, że może stanowić ozdobę naszej toaletki. Nie ukrywam, lubię jak coś jest w ładnym opakowaniu:)


Kolor blonde, okazał się bardzo przyjemnym kolorem. Szczerze to obawiałam się, że będzie zbyt ciepły i skończę z rudymi brwiami. Jednak tak się nie stało i na moje szczęście odcień bardzo mi pasuje.Powiem od razu szczerze, że kiedy przejdziemy przez wierzchnią warstwę to pod spodem kolor jest jeszcze chłodniejszy, ale sam kosmetyk ma też bardziej zbitą konsystencję, dla mnie akurat in plus. Kosmetyk dostałam wraz z pędzelkiem tej samej firmy o numerze 12. Pędzelek pokazywałam TU. Uważam, iż idealnie nadaje się on do aplikacji tej pomady do brwi.

Jak już wspominałam, moje brwi wymagają lekkiej korekty, ale żeby nie być gołosłownym postanowiłam Wam to pokazać, nie przestraszcie się, bo zdjęcia są zaraz po obudzeniu, stąd nieogar na twarzy i włosach;) Dlatego wrażliwcy i estetci - uwaga - będzie zdjęcie bez makijażu!




Może i moje brwi nie wyglądają jakoś źle, jednak kiedy robiłam sobie cały makijaż twarzy, a brwi pomijałam to wierzcie mi, wyglądało to komicznie. No i końcówka mojej brwi ma coś jakby dziurę, tutaj na zdjęciu tego aż tak nie widać, sama nie wiem czemu. Poniżej efekt kiedy pomalowałam jedną brew.


Tak, wiem że brew wygląda na dość ciemną. Na swoją obronę dodam, że to był mój pierwszy raz z produktem do brwi w takiej formie, zazwyczaj używałam cienia lub kredki, musiałam więc oswoić się z konsystencją pomady i tym jak mało nabierać jej na pędzel. Bo nabiera się jej naprawdę minimalną ilość. Kiedy już odkryłam jak pracować z tą formułą, to okazało się, że pomadą od Anastasii można wyczarować piękne brwi, osiągnąć bardzo delikatny efekt, lub wyrysować brwi dość mocno. Pomada trzyma się calutki dzień, nie rozmywa się, jak się spocicie czy przetrzecie ręką to brew zostaje na miejscu. Mimo, iż pomada zastyga i zostaje na brwiach cały dzień, to nie tworzy ona skorupy, co czasami się dzieje przy niektórych produktach zastygających. Do tego wszystkiego kosmetyk ten jest tak bardzo wydajny, że myślę iż starczy mi na całe moje życie, nie sądzę żebym w najbliższym czasie miała kupić sobie coś innego. Dipbrow Pomade spełnia wszystkie moje oczekiwania, jestem nią zachwycona i z przyjemnością używam. Sięgam po nią za każdym razem kiedy tylko robię sobie makijaż. Na koniec chcę Wam jeszcze pokazać pełny makijaż i obie zrobione brwi, pierwszego dnia mojej zabawy z pomadą do brwi od Anastazji.


Znacie produkt firmy Anastasia? Jakie jest Wasze o nim zdanie? Zdradźcie mi też czym Wy malujecie swoje brwi? Całuję gorąco! :*

Moje plany kosmetyczne na 2016 rok

$
0
0
Właśnie mija nam styczeń, co jest nie do uwierzenia, bo mam wrażenie, że dopiero co świętowałam wejście w Nowy Rok. Przez ten miesiąc trochę myślałam o blogu, o kosmetykach, o tym jak to się wszystko zaczęło i w którą stronę zmierza. To jest trochę zabawne, bo właściwie nigdy nie miałam jakichś wielkich przemyśleń, nigdy też niczego jakoś wielce nie planowałam. W tym roku wszystko się zmienia, wszystko jest dla mnie nowe. I to nie są takie puste słowa, czuję że to będzie naprawdę dobry rok:) 

Jak przed chwilą wspomniałam, zastanawiałam się trochę nad blogiem i kosmetykami: zarówno pielęgnacją, jak i makijażem. Doszłam do wniosku, że jest w 2016 roku kilka rzeczy, które chciałabym zrobić w kwestii kosmetycznej:) Postanowiłam się nimi z Wami podzielić, bo czuję, że wtedy nabiorą mocy urzędowej.


1. Regularnie balsamować ciało. Nie będę ściemniać, mam z tym problem. No dobra...jestem po prostu leniwa i często pomijam ten krok w swojej pielęgnacji, a potem dziwię się, że moja skóra jest przesuszona, wygląda na ściągniętą, swędzi, a nawet pojawiają się na niej czerwone placki z przesuszenia. Z drugiej strony, w swoim koszyczku mam niezły zapas balsamów do ciała, więc tym bardziej czas je zużyć. Jest to moje postanowienie na ten rok;)



2.  Kupić odżywkę do rzęs. Kiedyś używałam słynnej już Long4Lashes, miałam po niej rzęsy aż po same brwi, byłam zachwycona. Jednak, kiedy naczytałam się o składzie, to trochę się przeraziłam. W tym roku chciałabym przetestować znaną w chyba w całym internecie Bodetko Lash.

3. Spróbować kwasów zimą. Wstyd się przyznać, ale nigdy jeszcze nie robiłam sobie konkretnego złuszczania kwasami, a słyszałam o tym już naprawdę wiele.

4. Wydenkować dwie szminki/błyszczyki. Mam trochę tych mazideł do ust, niektórych używam częściej, innych rzadziej. Na mojej kosmetycznej liście marzeń pojawiły się dwie szminki, także dla wyrównania rachunku chciałabym dwie dobić do dna, zobaczymy czy mi się uda;)


5. Znaleźć idealny krem do oczu. Naprawdę, w krem pod oczy jestem w stanie zainwestować konkretne pieniądze, mam taką budowę oka, że dość szybko widać kiedy moja skóra jest chociaż minimalnie odwodniona. Potrzebuję czegoś konkretnego. W tej chwili testuję produkt z yves rocher i muszę przyznać, że zauroczenie jest.

6. Nie gromadzić zapasów. I nie chodzi mi o to, żeby mieć jeden podkład, cień, róż itd. Nie, ja lubię mieć wybór. Ale nie chce mieć już tak gigantycznych zapasów odżywek, szamponów, czy korektorów jak to miało miejsce kiedyś. Po prostu wolę wydać pieniądze na coś innego.

7. Pić więcej wody. Właściwie ten punkt można nawiązać do punktu pierwszego. Jeśli nasz organizm nie będzie dobrze nawodniony od środka, to żadne balsamy cudów nie zdziałają.

8. Skompletować idealny zestaw pędzli. W tej chwili moje pędzle to zbitek różności, niektórych w ogóle nie używam, niektóre konkretnie mnie drapią. Od dawna chodzi mi po głowie stworzenie swojego zestawu idealnego, mam nadzieję że w tym roku to się uda:)

9. Poznać lepiej markę organique. Maska do włosów tej firmy również wylądowała na mojej liście ma.rzeń, ale prawda jest taka, że kręcę się dookoła tej marki już od dawien dawna. W tym roku zamierzam przyjrzeć się ofercie marki organique.


10. Częściej zaglądać na bloga;) Kiedyś pisanie było dla mnie tak normalne i codzienne, a ostatnimi czasy miałam tyle na głowie, że stało się to przymusem, zaczęłam czuć lekkie wrzuty sumienia. W 2016 roku chciałabym lepiej organizować sobie czas, żeby znajdywać chwilę na pisanie recenzji. Do tego chciałabym zmienić szablon i popracować nad zdjęciami, to chyba będzie najtrudniejsze, bo mam dwie lewe ręce.. zobaczymy jak będzie

To właściwie wszystkie moje przemyślenia i kosmetyczne plany na 2016 rok. Nie dzielę się tutaj personalnymi postanowieniami, bo chcę żeby to miejsce pozostało pozbawione aż tak dużej prywaty. Dajcie znać jakie są Wasze postanowienia na ten rok, bardzo chętnie o nich poczytam, może się zainspiruję i dopiszę coś do swojej listy:) Buziaki :*

Ulubieńcy stycznia 2016r.

$
0
0
Jestem chora. To się nie dzieje. Całe swoje życie byłam osobą, która nie miewała grypy, czy nawet przeziębień, mnie to nie brało, ostatnie pół roku osłabiło chyba mój organizm, bo co chwilę jest coś nie tak, a to bóle brzucha, a to migreny, a to właśnie przeziębienia. Teraz czuję jakbym miała mieć dość konkretną grypę...trzymajcie kciuki żeby tak nie było, bo w poniedziałek mam egzamin, a potem dentystę... żyć nie umierać;) Postanowiłam zrobić sobie chwilę przerwy od nauki i zabrać się za coś przyjemnego. Nie ukrywam, z utęsknieniem zerknęłam na swoją toaletkę, ale bez jaj, nie będę się malować do chorowania i siedzenia w domu, zamiast tego napiszę post o ulubieńcach stycznia. Przeszłam się po domu i spojrzałam na swoje kosmetyki, zastanowiłam się czego używało mi się naprawdę dobrze w pierwszym miesiącu 2016roku i oto biegnę podzielić się tym z Wami.

Delikatna pianka wzmacniająca naczynka, pharmaceris. Uwielbiam ten produkt, mam już drugie opakowanie, a to chyba mówi samo za siebie. Zresztą wydaje mi się, że ta pianka już kiedyś pojawiła się w ulubieńcach. Ma przyjemny zapach i skład. Dość dobrze myje twarz, nie ściągając jej przy tym w żadnym stopniu, jest też bezpieczna dla oczu. Myję nią moje wrażliwe oczęta i nic się nie dzieje. Naprawdę polecam!

Yucca&Baobab Volumizing Conditioner, Shea Moisture, nie ma się co o niej rozpisywać bo kilka postów niżej wisi recenzja tej odżywki KLIK naprawdę jest mi smutno, że ten kosmetyk już się kończy. Robił cuda z moimi włosami, no i uzależniłam się od zapachu. Przyznaję też, że na sam koniec pompka zaczęła zawodzić i muszę ja odkręcać, a resztki produktu przelewać na ręce. 

Pro Longwear Concealer, MAC. Do dziś oburzam się, że posłuchałam babeczki w salonie i kupiłam kolor NC20, zamiast NC15 po który przyszłam. Ale teraz już wiem, że czasami sama wiem co jest dla mnie najlepsze. NC20 idealnie sprawdzał się u mnie latem, kiedy byłam opalona. Zimą jest niestety trochę dla mnie za ciemny. Co więc robi w ulubieńcach stycznia? Mieszam go z jaśniejszymi korektorami, które mają idealny dla mnie kolor, ale niestety ich wytrzymałość jest słaba. MAC jest dosłownie nie do zdarcia. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że zaraz po Maybelline (tym z gąbeczką) jest to najlepszy korektor jaki do tej pory miałam.

Lakier MIYO. Piękny fioletowy kolor. Lakier mam od dawna, a on absolutnie nie zgęstniał, pięknie kryje, szybko wysycha i jak na lakier za jakieś grosze, trzyma się świetnie. Jeśli macie ochotę zobaczyć jak prezentuje się na paznokciach to zapraszam na mój instagram KLIK gdzie już dość dawno się pojawił:) Polecam serdecznie lakiery tej marki, a już szczególnie kolor 21 violet:)

Photo Set finishing powder, Smashbox. Jak dla mnie absolutnie najlepszy puder do cery mieszanej w stronę tłustej. Idealnie utrzymuje podkład w miejscu, sprawia że twarz jest matowa (ale nie kredowa!) przez calutki dzień. Jest bardzo drobno zmielony, w dotyku jest wręcz aksamitny. Uwielbiam go do tego stopnia, że na zdjęciu jest właśnie moje drugie opakowanie. Wykończyłam jedno i od razu zaopatrzyłam się w drugie, a tak naprawdę to mój cudowny mężczyzna mnie zaopatrzył. Na tę chwilę ja nie czuję potrzeby testowania innych pudrów, smashbox wystarcza mi w zupełności.

I na koniec moje kosmetyczne marzenie. Szminka od Chanel w kolorze 402 Adrienne. Przysięgam, że za każdym razem jak ją nałożę to nie mogę przestać się na siebie gapić w lustrze. Uwielbiam ją! Jej zapach, formułę, kolor, to jak trzyma się na ustach, to jak ładnie z nich schodzi. Jest po prostu piękna. Kocham ją do tego stopnia, że jak wczoraj miałam apogeum choroby to tłumaczyłam mojemu chłopakowi, że jak umrę to chce żeby mnie pochowano z tą szminką. Tak, takie miałam przemyślenia, nie jestem normalna.

I to już wszystkie produkty, które dawały mi najwięcej radości w styczniu. Znacie któryś z tych kosmetyków? Jacy byli Wasi ulubieńcy w tym miesiącu?
Całuję gorąco:*

Denko, styczeń 2016

$
0
0
Zbierałam się do tego denka i zbierałam, aż w końcu ustaliłam, że czas wywalić śmieci. Postanowiłam, że naprawdę zacznę dobijać swoje kosmetyki do dna. Chociaż tak naprawdę nie mogę narzekać, już nie mam gigantycznych zapasów. Tak naprawdę to właśnie używam szamponu mojego faceta bo mój się skończył;) jestem z siebie dumna. I jak na 31 dni to wiele kosmetyków dosięgnęło dna. Już przechodzę do pokazywania.

Na pierwszy ogień produkty do włosów, trochę ich dobiło dna w tym miesiącu. Moje włosy są najbardziej kołtuniącymi się włosami w całym wszechświecie, nie żartuję. Zawsze muszę mieć w łazience jakiś produkt ułatwiający rozczesywanie, przez ostatnie dziesięć (?) miesięcy dzielnie służyła mi Macadamia Natural Oil, którą otrzymałam na targach od KASI Piękny zapach, super skład, ale dziwny aplikator i dość wysoka cena, sprawiają że nie wrócę do tej odżywki, prędzej zainwestowałabym w ich maskę, bo w kwestii "no tangle" była po prostu ok, z butów mnie nie wyrwała. Z początkiem jesieni powrócił także problem wypadania włosów, w tym roku próbowałam sobie z tym radzić za pomocą szamponu dermena, który miał za zadanie hamować wypadanie włosów i stymulować wzrost nowych. Nie zauważyłam jakichś spektakularnych efektów po zużyciu całej butelki, włosy jak leciały, tak lecą. Nie kupię ponownie. Batiste to już mój stały bywalec nowości/ulubieńców/denka, wracam do niego regularnie.

 Biovax do włosów blond. W 2012 roku pisałam recenzję tej maski KLIK i w sumie nadal myślę o niej to samo. Bardzo dobra maska o dobrym składzie, fajnym zapachu, która świetnie działa na moje włosy. To było moje drugie opakowanie i na pewno nie ostatnie.
 Wspominałam na początku roku o tym, że szukam idealnego kremu pod oczy. Ostatnio dobiłam dna z Sylveco łagodzącym kremem pod oczy, na początku myślałam, że on robi jedne wielkie nic, potem okazało się, że na dłuższą metę nawilża bardzo dobrze, ale nie rozświetla i nie rozjaśnia zasinień. Myślę, że będzie to świetny produkt dla dziewczyn w wieku 18-21 lat, chyba że ktoś nie ma problemów z sińcami pod oczami, ja do niego już raczej nie wrócę. Podobnie jak z kremem pod oczy, szukam również ideału do zmywania makijażu. Tołpa dermo face okazała się całkiem w porządku, ale zachwytu nie było. Gdyby była tańsza to ja byłabym zachwycona, tak to jest tylko ok.  Może tego jeszcze nie wiecie, ale mam obsesję na punkcie wągrów. Mogłabym codziennie chodzić z plasterkami na nos byleby nie widzieć na nim wągrów. Te z dermo pHarma kupiliśmy w naturze i jak na pierwsze użycie to był zachwyt, naprawdę. Będę testować.

 Nie zawsze, ale raz na jakiś czas lubię wziąć długą, gorącą kąpiel pełną piany i przyjemnego zapachu. Wielka litrowa butelka płynu do kąpieli BeBeauty hibiskus i mleczko owsiane bardzo skutecznie umilała mi ten czas. Co ciekawe dostałam ten płyn w...hebe. Kosztował jakieś 9zł, naprawdę warto wypróbować. Po kąpieli moja skóra bywa obsuszona i szczególnie zimą woła o konkretne nawilżenie, krem do ciała vichy nutri extra był tak nawilżający, że używałam go raz na dwa-trzy dni, częściej nie było potrzeby. Niestety produkt został już wycofany i nie można go dostać, a szkoda.
Zmywacz do paznokci to u mnie jak zawsze ISANA. Ta zielona wersja. Czasami go zdradzam, ale tylko po to by potem powrócić z podkulonym ogonem. Dezodorant w spray'u adidas climacool okazał się całkiem przyjemnym produktem o bardzo rześkim i lekkim zapachu, jeśli ktoś lubi tego typu produkty to polecam adidasa. Pianka do golenia isana to taka trochę zachciewajka, ot ok, nic szczególnego, męski żel do golenia mojego faceta jest o niebo lepszy.
Nie raz, nie dwa, nie trzynaście powtarzałam, że dla mnie wytuszowane rzęsy to absolutny obowiązek w moim makijażu, uwielbiam testować nowe tusze i wciąż szukam ideału, jak na razie mascara Volume Million Lashes so couture naprawdę zbliża się do mojego ideału, chętnie do niej wrócę jak tylko dorwę ją na promocji. Od jakiegoś czasu pod tusz stosuję także odżywkę Eveline Advance Volumiere jako bazę. Bardzo ładnie rozczesuje i delikatnie wydłuża rzęsy, myślę że jest warta uwagi. W związku z tym, że dużo jeżdżę komunikacją miejską, żele antybakteryje mam zawsze w torebce, uwielbiam te z Bath and Body works, a ten o zapachu stress relief jest moim absolutnym ulubieńcem. Tak kocham ten zapach, że siostra z USA musiała mi przysłać balsam do ciała z tej samej serii, będę do niego wracać.
Udało mi się zużyć dwa korektory, co jest dość ciekawe bo z reguły te produkty starczają mi na lata. O Maybelline Instant Age Rewind mówiłam tutaj już nie raz. To zdecydowanie mój ulubiony korektor ever, moje KWC, tak bardzo go lubię, że tu na zdjęciu widzicie drugie opakowanie, a właśnie leci do mnie trzecie ze stanów. Collection Lasting perfection w kolorze 01, który jest absolutnym hitem YT okazał się moim bublem. Owszem kryje, ale strasznie wchodzi w załamania i wygląda ciężko, nie sądzę żebym takiego efektu szukała, okolica oka wygląda na zmęczoną, przesuszoną i starą. W sephorze dostałam jakąś próbke Dior Nude w kolorze 020 light beige, kolor początkowo wyglądał super, podkład na twarzy ekstra, niestety po chwili dość konkretnie ściemniał, nie podoba mi się to, nie kupię pełnego opakowania.

No i to by było na tyle jeśli chodzi o styczniowe denko, uważam że poszło mi całkiem nieźle, ogólnie zużyłam 17 produktów, z czego 4 z dziedziny kolorówki. Oby tak dalej:) A jak Wam poszło zużywanie kosmetyków? Buziaki

Rozdanie, rozdanko, rozdaniątko! ;)

$
0
0
Witam Was kochane i kochani również:)

Czy u Was też czuć wiosnę w powietrzu? U mnie zdecydowanie robi się coraz cieplej. Poza poprawą pogody, w życiu prywatnym i w pracy wszystko super mi się układa, na uczelnię też nie mogę narzekać. Nic tylko się cieszyć. Tą całą radością postanowiłam podzielić się z Wami, moimi kochanymi czytelnikami:) Dawno nie było na blogu rozdania, oj bardzo dawno. Dlatego czas to zmienić. Od dwóch tygodni bije się z myślami czy robić rozdanie bardziej pielęgnacyjne, czy może tapeciarskie. Postanowiłam więc zrobić mały misz masz, mam nadzieję, że Wam się spodoba:)


A oto co jest do wygrania:
  • Dove Pure Care Dry Oil, nowa odżywka do włosów firmy Dove, ostatnio ta marka naprawdę zaciekawia swoimi produktami do włosów, odżywka jest napakowana olejkami i myślę, że przypadnie do gustu niejednej włosomaniaczce:)
  • Babuszka Agafia, maska drożdżowa do włosów. Swego czasu najbardziej kultowa maska do włosów w całej blogsferze, każdy ją chciał, każdy rozpływał się nad jej ciasteczkowym zapachem. Powiem szczerze, że sama jej nigdy nie miałam, może w końcu to zmienię;) Tymczasem Wy możecie ją zgarnąć:)
  • Evree, regenerujący krem do rąk. Przyznam się, ten produkt trafił do rozdania dosłownie wczoraj, kiedy myślałam że wszystkie nagrody mam już skompletowane. Ale sama mam ten krem od jakiegoś czasu i jest to miłość od pierwszego użycia, kosmetyk jest po prostu genialny, muszę się nim z Wami podzielić.
  • Isana sole do kąpieli. Wybrałam dwa warianty zapachowe, myślę że naprawdę fajne.
  • Essence lipliner w kolorze 07 cute pink. Konturówki essence są naprawdę godne uwagi, a kolor 07 myślę, że jest na tyle uniwersalny, że będzie pasował każdemu.
  • Szminka Rimmel z nowej kolekcji chyba, nie widziałam jej wcześniej, kolor 120 You're all mine. Piękny róż, który świetnie będzie pasował do konturówki od essence:)
  • KIKO Milano, piękny brudny róż do policzków 03 treasure rose. Jest to formuła cream to powder. Naprawdę piękny kolor.
  • KIKO Milano Crystal eyeliner w kolorze 02. Miękka, ale trwała kredka do oczu w kolorze brązowo-złotym, powinna pasować większości osób:)
Myślę, że to co jest do zgarnięcia spodoba się każdemu i cieszę się na myśl, że te cudeńka znajdą nowy dom. A oto regulamin rozdania.
Co należy zrobić aby wziąć udział w rozdaniu:
  • trzeba być publicznym obserwatorem bloga, wymóg obowiązkowy (1 los)
  • należy także udostępnić informację o rozdaniu, w dowolny sposób, czy to będzie banner, czy informacja w poście, czy na facebooku/instagramie. (1 los)
dodatkowo:
  • będzie mi miło jeśli polubicie mój profil na facebooku KLIK bądź zaobserwujecie na instagramie @msadoszka (2 losy)

1. sponsorem nagród oraz organizatorem rozdania jestem ja, autorka bloga www.zlotewlosy.blogspot.com a kosmetyki są nowe, nigdy przeze mnie nie używane.
2. nagrody wysyłam na terenie Polski
3. Rozdanie trwa do 09.03.2016r. do godziny 23:59 czasu polskiego
4. zwycięzcę ogłoszę najpóźniej do13.03.2016r.
5. Na maila z adresem czekam 3 dni, jeśli w tym czasie nie otrzymam adresu do wysyłki, losuję ponownie.
6. W rozdaniu można brać udział jeden raz.
7. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu.
8. Biorąc udział w rozdaniu akceptujesz regulamin i zasady wyżej wymienione.
9. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.) 

wzór zgłoszenia:
Obserwuję jako:
Informacja o rozdaniu (link):
Lubię na fb jako: (w przypadku prywatnego konta wystarczy imię i pierwsza litera nazwiska)
Obserwuję na instagramie jako:


Powodzenia!:)

New in, styczeń 2016

$
0
0
Styczeń minął tak szybko, że nawet nie zdążyłam iść na zakupy. Serio. Ale to dlatego, że raczej zakupy robiłam w ikei, gdyż byliśmy z chłopakiem w fazie meblowania mieszkania i wybierania różnych pierdół. Kosmetycznie bardzo słabo, co mnie nawet cieszy. Jednak przyznaję się bez bicia...w lutym już nadrabiam te zakupowe zaległości. Jeśli jesteście ciekawe co zasiliło moją kosmetyczkę w styczniu to zapraszam do dalszego czytania.

W styczniowym projekcie denko (kto nie widział, a ma ochotę to zapraszam TU) pokazywałam, iż zużyłam odżywkę do rozczesywania włosów z Macadamia, musiałam znaleźć jej zastępstwo, postawiłam na spray Gliss Kura, jak na razie spisuje się naprawdę dobrze, zobaczymy czy będzie to miłość, czy też przelotne zauroczenie. A od kiedy mam dużą wannę stałam się wielką fanką kąpieli, koniecznie ładnie pachnących, są świetne po treningu, ale nie tylko. Sole do kąpieli isana przewijają się już któryś raz przez bloga, a ta wersja zapachowa jest zdecydowanie moją ulubioną. Czasami lubię jednak popluskać się z dużą ilością piany. Dlatego na mojej wannie, zawsze stoi jakiś płyn do kąpieli. Tym razem postawiliśmy z chłopakiem na Apart szmaragdowa kąpiel. Naprawdę fajny zapach, ale piana taka średnia.

W poście z moimi kosmetycznymi planami na 2016 rok pisałam, iż marzy mi się bliższe poznanie marki Organique, nie kończy się to pustym gadaniem, bo korzystając z promocji -20% na drugi produkt (promocja trwa do 14 lutego) kupiłam sobie maskę do włosów, która to z kolei znajduje się na mojej kosmetycznej liście marzeń na ten rok, do tego dobrałam peeling do ciała o obłędnym zapachu czekolady. Bardzo jestem ciekawa jak się sprawdzą.


Okazało się też, że mam w domu dość sporo cieni, które są cieniami pojedynczymi, przez co bardzo rzadko po nie sięgam, jakoś wolę rozwiązanie w formie palet. Będąc któregoś razu w poznańskiej malcie postanowiłam skusić się na pustą paletę od inglota, mam już jedną ich paletę, ale taką zamykaną i z lusterkiem, którą bardzo lubię, oby ta spisywała się równie dobrze.

I to już wszystko co kupiłam w styczniu, jak na mnie śmiesznie mało. Chciałabym żeby ta tendencja się utrzymała, ale wiem że nie będzie łatwo, zwłaszcza kiedy widzę jak pod względem zakupów wygląda luty (a mamy dopiero drugi tydzień tego miesiąca), ale cóż, chyba nie będę się umartwiać z tej okazji. Dajcie znać co Wy kupiłyście sobie w pierwszym miesiącu 2016 roku. Całuję Was gorąco!

Malinowy duet do ciała od Yves Rocher

$
0
0
Macie czasami tak, że wyobrażacie sobie iż jakiś kosmetyk będzie hitem? Nie możecie doczekać się jego używania i w ogóle, kręcicie się dookoła jak sęp. A kiedy w końcu uda się rzucić na swoją ofiarę, to okazuje się, iż to zwykła padlina. No dobra drastyczne porównanie, ale chodziło mi o to, że czasami mamy nadzieję, że w naszej łazience czeka na nas nie lada cacko, a to zwykły przeciętniak, a może nawet i bubel... Smutne prawda? Ja dziś o dwóch takich, którzy prawie złamali mi serce. Mowa o żelu peelingującym i mleczku do ciała o zapachu maliny z Yves Rocher.

Chciałam tej serii spróbować od bardzo bardzo dawna. W końcu w lipcu dostałam taki cudowny duet na urodziny od znajomych z pracy. Mojej radości nie było końca. Najchętniej używałabym tego teraz i już! Ale kosmetyki cierpliwie musiały zaczekać na swoją kolej, aż zużyję inne, otwarte już peelingi i balsamy. W końcu, na początku lutego nadszedł ich czas! Malinowi bracia przywędrowali z koszyczka na wannę! Tak! Na to czekałam...aż do pierwszej kąpieli.
No dobra, bo marudzę a nikt nie wie o co mi chodzi. Zacznijmy od opakowania. Wydaje się naprawdę w porządku. Peeling zamknięty jest w klasycznej tubie, a balsam w całkiem fajnej butelce z korkiem. Cóż, to nie jest korek, to jest zakrętka, a po odkręceniu balsamu ukazuje się wielka dziura, więc przelewanie kosmetyku na dłoń, tak żeby nie wypłynęło go za dużo jest nie lada wyzwaniem. Nie raz kończyłam z nadmiarem tego mleczka na dłoni i nie wiedziałam co z tym począć, bo moje ciało nie chciało już więcej balsamu. 

Tuba peelingu byłaby naprawdę w porządku, ale spójrzcie na tę szparę między zamknięciem, a samą tubą. Zbiera się tam woda i za każdym razem kiedy chcę skorzystać z peelingu to oblewam się zimną wodą. No matko bosko jak ja tego nienawidzę! Całe opakowanie jest już dla mnie skreślone.

Co do zapachu, to liczyłam na rześką, owocową woń, a dostałam sztuczne nie wiadomo co. O ile zapach balsamu jeszcze jest do przyjęcia i nawet gdzieś tam czuć woń maliny, tak peeling zwyczajnie daje...no nie wiem czym, ale nie jest to coś przyjemnego.

Konsystencja balsamu jest tak lejąca, że naprawdę łatwo przelać za dużo z tej butelki. Do tego balsam średnio się wchłania. A rozcierając prędzej będziemy smużyć po ciele niż wmasowywać produkt. Żeby nie było, że ja tu tylko hejty wylewam, jak macie pół godziny na wchłonięcie kosmetyku to potem naprawdę czuć przyjemne nawilżenie (ale uwaga! Zostawia też lekki film wyczuwalny na skórze) kiedy położę się spać wieczorem to rano nadal czuję, że moja skóra jest dość miękka. 

Żel peelingujący to raczej żel wodnisty. Ten to się tak leje, że nałożenie go na ciało to jest koniec świata.  Drobinek peelingujących tyle co kot napłakał. No kurde, jestem tak rozczarowana, że nie wiem co więcej napisać.


Oba kosmetyki mają jednak jeden plus, a jest nim skład. Nie ma w nim parafiny czy innych zbędnych zapychaczy. Naprawdę, to właśnie ten skład obiecywał mi tak wiele.



Naprawdę wiązałam z tymi produktami wielkie nadzieje, a skończyło się na rozczarowaniu. Czy to koniec mojej przygody z marką Yves Rocher? Z pewnością nie, mam w łazience kilka produktów tej firmy, ale na pewno będę do nich teraz podchodzić ostrożniej. Bardzo jestem ciekawa czy miałyście te produkty i jakie jest Wasze zdanie na ich temat. Koniecznie dajcie znać. Buziaki:*

P.S.

Przypominam, że na blogu trwa rozdanie. KLIK serdecznie zapraszam



Moje włosy, luty 2016

$
0
0
W maju miną cztery lata od kiedy przeszłam na włosomaniaczą stronę mocy. Aż nie chce mi się wierzyć, że to tak szybko minęło! Muszę jednak przyznać się bez bicia, że nie byłam aż tak konsekwentna w dbaniu o włosy, można to zresztą zauważyć po tym jak rzadko pojawiały się aktualizacje włosowe. Chyba z rok nie używałam olejów, a maski to tylko od wielkiego święta. Wstyd się przyznawać, ale tak było. Cóż, czasu się nie cofnie. Jednak od jakiegoś czasu wracam do uważniejszej pielęgnacji moich włosów, na nowo zauważam ich potrzeby i dostosowuję się do nich. Myślę, że przynosi to zamierzony efekt, bo znowu są zdrowe i chcą ze mną współpracować, gdyby tylko się tak nie plątały to byłoby idealnie.

Na początek chciałabym Wam pokazać jakie kosmetyki dbały o moją "czuprynę" w lutym, pewnie większość z nich nie zmieni się przez jakiś czas;)
Wcierka do włosów babuszki agafii to coś co naprawdę pomaga mi w walce z wypadającymi włosami. Nie mówię, że totalnie eliminuje ten problem, ale widzę różnicę kiedy regularnie stosuję ten kosmetyk. Niejednokrotnie wspominałam też, że moje włosy to najbardziej plączące się włosy na świecie, odżywka bez spłukiwania to u mnie absolutny must have, teraz testuję taką w spray'u od gliss kura. Szampon Kreastase należy tak naprawdę do mojego chłopaka, ja go zaczęłam podbierać pod koniec lutego, gdyż mój się skończył, niestety zauważyłam że swędzi mnie po nim głowa. Odżywka turecka do włosów z planeta organica już po raz drugi gości w mojej łazience, bardzo ją lubię. Sylikonowy olejek gliss kur, mam już chyba z 10 miesięcy i jeszcze długo będzie zabezpieczał moje końcówki, sprawdza się i do tego ładnie pachnie. Wróciłam też do ukochanego oleju kokosowego, a ponad to zaczęłam używać cudownie pachnącej maski do włosów od organique. 

Te wszystkie produkty (no może poza pioruńsko drogim szamponem) odwaliły naprawdę dobrą robotę w lutym i będę szczera, jestem z moich włosów naprawdę zadowolona. W związku z tym, że ostatnio końcówki podcinałam w sierpniu, to w tym miesiącu uznałam, że czas najwyższy powtórzyć ten zabieg. Poprosiłam też fryzjerkę o wyprostowanie moich włosów i takie są tego efekty.
Dobra, nie będę ściemniać, popadłam w lekki samozachwyt jak zobaczyłam to zdjęcie. Moje włosy chyba jeszcze nigdy się tak nie świeciły i nie tworzyły tak gładkiej tafli (a zdjęcie robione oczywiście bez flesza). Naprawdę, aż rozważyłam ponowny zakup prostownicy. Ale wiadomo, włosy prosto po fryzjerze, najczęściej wyglądają dobrze. Nie chciałam tutaj nikogo oszukiwać, więc dwa dni później, po umyciu włosów poprosiłam mojego chłopaka o wykonanie zdjęcia moich włosów. Tak oto prezentują się niemal każdego dnia

Jak widać, ścinam włosy w delikatne V, jestem z tego kształtu dość zadowolona. Po zdjęciach widzę, że końcówki lekko się puszą i chyba będę musiała zmienić na jakiś czas olejek z gliss kur, pokombinuję z olejem kokosowym. Cieszy mnie jednak fakt, że włosy same z siebie nadal są błyszczące i wyglądają na zdrowe. Oby tak dalej.

Jak się mają wasze włosy w lutym? Buziaki :*

P.S. Przypominam o rozdaniu ;)

New in, luty 2016r.

$
0
0
Ostatnie dni lutego zleciały mi na wariackich papierach, dosłownie. Do tego zaliczyłam krótki pobyt w szpitalu. Dlatego też na blogu taka cisza i zastój. Ale na szczęście już jestem w domu i mogę na spokojnie zabrać się za opisanie kilku nowości z lutego. Mówię kilku, gdyż od 10 lutego (od środy popielcowej) nałożyłam na siebie post zakupowy. Nie kupuję kosmetyków, chyba że coś ewidentnie mi się skończy i będę potrzebowała uzupełnienia. Jestem na półmetku tego postu. Przyznaję, kryzysów było wiele, ale jakoś je przezwyciężam i dobrze mi z tym. Oby tak dalej:) Jednak na początku miesiąca trochę rzeczy uzupełniło moje kosmetyczne zapasy, co to było? Zapraszam do przeglądania.
W sezonie grzewczym dłonie moje i mojego chłopaka dosłownie wołały o pomoc. Będąc w Rossmannie kupiliśmy sobie kremy evree. Dla mnie krem, dla niego ratunek dla rąk. Jak na razie jesteśmy zachwyceni. Swoją drogą ten krem do rąk możecie zgarnąć w rozdaniu:)

Wraz z pierwszymi dniami lutego kupiłam sobie w końcu słynny już rozświetlacz z my secret. Kolor jest naprawdę piękny, miłość od pierwszego wejrzenia. Jeśli jednak śledzicie mnie na instagramie (jeśli nie to zapraszam @msadoszka) to wiecie, iż podejrzewam go o uczulenie mojej twarzy. Na razie goję wypryski i przetestuję go jeszcze raz, zobaczymy czy znowu będzie buba.

Siostra przysłała mi kolejne już opakowanie mojego najukochańszego korektora z maybelline, tym razem w przeźroczystej butelce. Ten korektor ląduje u mnie już po raz trzeci. Dacie wiarę? Uwielbiam go, do tej pory nie miałam lepszego.

W pierwszym tygodniu miesiąca, kompletując kosmetyki do rozdania, w sklepie kiko przygarnęłam taką piękną kredeczkę do ust i policzków. Kolor mnie po prostu wołał. Musiała wrócić ze mną do domu.

Razem z moim ukochanym wykończyliśmy super piankę do mycia twarzy pharmaceris, która swoją drogą wylądowała w ulubieńcach stycznia, Kręcąc się po super pharm trafiliśmy na promocję żelu bioliq i skusiliśmy się na to cudeńko. Jesteśmy oboje w fazie testów;)

Skończyliśmy też szampon kreastase i został nam jeden bananek z the body shop, który niestety nie jest zbyt wydajny. W TK MAXX kupiliśmy więc sukin purifying shampoo, o bardzo ciekawym składzie. Jak na razie jest to jedyny kosmetyk kupiony po wprowadzeniu przeze mnie postu. Ale skład dosłownie do mnie krzyczał, zapłaciliśmy za niego jakieś 39zł.

No i kolejny korektor, który szturmem wtargnął na wszystkie blogi. Mowa oczywiście o catrice liquid camouflage. Zużyłam nieszczęsny collection, więc potrzebowałam czegoś nowego o porządnym kryciu, dlatego też skusiłam się na kamuflaż od catrice. Jestem bardzo ciekawa jak się spisze.

To już wszystko na dziś. Właśnie podliczyłam, że  w całym miesiącu przybyło mi 8 kosmetyków, a 4 z kolorówki. Jestem dość zadowolona, na razie nie czuję potrzeby dalszych zakupów. Szykuje nam się kilka wyjazdów i wtedy chcę zaopatrzyć się w jakieś nowości kosmetyczne. Ale zobaczymy jak to wyjdzie w praniu;) A jak Wasze zakupy w lutym? Macie jakieś postanowienia na post?

No i na koniec znowu przypomnę, że został niecały tydzień do zapisania się na rozdanie:) KLIK


Najciekawsze posty innych blogerek #3

$
0
0
Trochę żałuję, że ta seria pojawia się tak rzadko u mnie na blogu. Muszę do tego naprawdę przysiąść bo czuję, iż wiele świetnych postów nam umyka w gąszczu zakupów, denek, ulubieńców. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam typowo babskie, kosmetyczne posty, ale ciekawe i wartościowe treści są coraz rzadziej spotykane i tym bardziej uważam, że powinniśmy je wychwalać i szerzyć dobrą nowinę. Blogsfera nie upada, moim zdaniem ma się całkiem nieźle i poniżej przedstawiam Wam na to 10 przykładów;)

1. U Henrietty naprawdę wiele sposobów i pomysłów na siemię lniane.

2. Jeśli dopiero zaczynacie blogować i robicie zdjęcia telefonem Joanna zdradzi Wam jak można trochę z nimi (zdjęciami) pokombinować aby wyglądały ok:)

3. Zdarzyło Wam się kiedyś wyjść niezadowolonym od fryzjera i nie bardzo wiedziałyście czy możecie to reklamować? Jeśli tak to koniecznie zajrzyjcie TU.

4. Bogusia podaje świetne rozwiązania na posmarowanie chleba czymś innym niż masło.

5. Bardzo ciekawy post o słynnym "E" w żywności, czy E zawsze znaczy źle, dowiecie się u Moniki

6. Ostatnio w mediach wszelakich mnóstwo szumu na temat szczepień. Polecam każdemu przeczytanie TEGO artykułu.

7. Stosowanie kwasów jest popularne głównie w sezonie jesienno-zimowym, jednak każdemu polecam zajrzeć na bloga  1001 pasji po przegląd kosmetyków z kwasem azaleinowym.

8. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam uczyć się nowych języków. TEN post okazał się super kopalnią wiedzy i przydatnych linków do nauki.

9. Raw beauty u Agaty, chyba każdy powinien wziąć udział Jestem niesamowicie dumna, że w tej edycji i ja uczestniczyłam.

10. Jeśli uwielbiacie podróże, to u Króliczka super patent i gotowy wręcz plan na wycieczkę do Włoch!

Na dzisiaj to tyle, mam nadzieję że znalazłyście coś dla siebie. Przeczytałyście ostatnio coś ciekawego? Koniecznie zostawcie link w komentarzu, bardzo chętnie tam zajrzę. Tutaj zostawiam Wam link do pierwszej części tej serii, jak i do drugiej. Buziaki :*

Wiem, że powtarzam się do znudzenia, ale macie jeszcze trzy dni na zapisanie się do rozdania:)

 

Denko luty 2016

$
0
0
Zbierałam się do napisania tego posta milion lat! Tak naprawdę śmieci już dawno są gotowe do wyniesienia, nawet porobiłam im zdjęcia, ale ciągle brakowało mi czasu żeby po prostu usiąść i napisać post. Niestety, nie zapowiada się abym w najbliższej przyszłości miała mieć tego czasu więcej. Postaram się go jednak trochę lepiej organizować:) Przechodząc do sedna sprawy, oto kosmetyki które dobiły dna w lutym.

Żel pod prysznic Dove z dodatkiem olejku był dość gęsty, przez co naprawdę wydajny, pachniał tak "ciepło" moim zdaniem świetnie sprawdzał się na zimę, a wspomniany już olejek sprawiał, że skóra nie była aż tak przesuszona. Myślę, że kiedyś jeszcze się na niego skuszę. Kremowy peeling do ciała AA dostałam na spotkaniu blogerek w Poznaniu i muszę przyznać, że to naprawdę fajny kosmetyk. Nie jest super porządnym zdzierakiem, ale przyjemnym umilaczem wieczornych kąpieli. Sole z isany uwielbiam i regularnie do nich wracam.

Szampon Kerastase to tak naprawdę szampon mojego mężczyzny, ale przyznaję że podkradłam mu go nie raz i nie dwa. Szczerze? To nie rozumiem dlaczego te szampony tyle kosztują, bo mnie po nim masakrycznie swędziała głowa;/ Suchy szampon batiste od wieków się tu pojawia i za pewne tak zostanie. O odżywce Shea Moisture napisałam osobną recenzję, do której Was serdecznie zapraszam KLIK jeśli kiedyś będę miała dostęp do tych kosmetyków to bardzo chętnie kupię ją ponownie.

Płatki kosmetyczne tami z netto to zdecydowanie najlepsze płatki ever i tylko je kupuję. Pianka do mycia twarzy Pharmaceris znalazła się w ulubieńcach stycznia. To już drugie moje opakowanie tej pianki i na pewno nie ostatnie! Przez trzy dni byłam w szpitalu i na tę wizytę zabrałam ze sobą miniaturę kremu, który kiedyś otrzymałam na blogerskim spotkaniu. Firma Mary Cohr krem do delikatnej i suchej skóry. Niestety ten kosmetyk totalnie się nie sprawdził, nawilżanie zerowe. Na pewno nie kupię pełnowymiarowego produktu.

Woski better Homes przywiozłam dwa lata temu z USA i moim zdaniem biją one tarty z YC na głowę, żałuję że nie są dostępne w Polsce. Calming Ocean Tides to przepiękny, rześki a zarazem ciepły zapach. Nie do opisania. Szkoda, że już mi się skończył. Korektor z MAC pro longwear gościł na moim blogu już kilkukrotnie, ostatnio w ulubieńcach stycznia. Na pewno kupię kolejne opakowanie, ale tym razem postawię na jaśniejszy odcień. Prz okazji zakupów w sephora otrzymałam też próbkę perfum Jimmy Choo, niestety na butelce nie ma konkretnej nazwy, a kartonowe opakowanie wywaliłam. Niemniej, zapach nie jest dla mnie, pudrowy, trochę słodki. Totalnie do mnie nie przemawia. 

Podsumowując, w lutym pożegnałam się z 7 pełnowymiarowymi kosmetykami, z czego jednym z kolorówki i dwiema próbkami. Jak na najkrótszy miesiąc w roku to nie jest tak źle, ale przyznać trzeba że mimo postu ciągle więcej kupuję niż zużywam:( A jak to jest u Was? Buziaki :*

Wyniki rozdania!

$
0
0
Dzień dobry! 

Wielkimi krokami zbliża się początek wiosny, a mnie złapało przeziębienie. Gardło mnie boli, nos zapchany, kaszel atakuje...ogólnie nie za ciekawie. Na szczęście mój mężczyzna przy mnie czuwa i podstawia pod nos gorącą kawę <3 a do tego bułę z miodem. 

W związku z moim lekkim przeziębieniem nieco przedłużyło się wyłonienie zwycięzcy rozdania, ale oto już nadszedł ten czas i nikogo nie trzymam w niepewności:)

Ogólnie było aż 248 losów! Bardzo wszystkim dziękuję za zgłoszenia! Jest mi naprawdę miło, że aż tyle osób wyraziło chęć wzięcia udziału w zabawie, tym którzy dołączyli do grona obserwatorów w związku z rozdaniem serdecznie witam i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej.

Wyłonienie zwycięzców nie było łatwe, ale i tutaj z pomocą przybył mi mój facet. W skrócie wyglądało to tak:
-kochanie! Wybierz dowolny numer między 1 a 248
-.....24!

A nr 24 to:


Gratuluję Anszpi, dziękuję że jesteś ze mną i w do środy czekam na maila z adresem, żebym jeszcze do końca tygodnia mogła wysłać paczkę:) 

Całuję gorąco!

Viewing all 190 articles
Browse latest View live