Znowu doszło do sytuacji gdzie na "włosowym blogu" nie ma w ogóle włosów. Cóż, nie będę ukrywać, stałam się bardziej tapeciarą niż włosomaniaczką. Nie znaczy to jednak, że o włosach zupełnie zapomniałam. Nadal uważam, że są one wizytówką kobiety (podobnie jak zadbane dłonie i paznokcie) i ich wygląd i kondycja wpływa na nasz ogólny odbiór przez drugiego człowieka. Nie będę też ściemniać, stałam się tapeciarą, ale włosy nadal są moją dumą i jeśli dostaję jakieś komplementy to 90% z nich tyczy się mych pukli właśnie. Co więc sprawiło, że coraz mniej włosów na tym blogu? Cóż przestałam już totalnie świrować na ich punkcie, poświęcać im większość swoich myśli, pogodziłam się z faktem, że są niefotogeniczne, plączą się na potęgę i czasami są definicją "bad hair day". Częściej noszę je spięte niż rozpuszczone, tak mi wygodniej i wtedy mniej się plączą. Przez wakacje używałam właściwie jednego zestawu kosmetyków. Już pokazuję co to było:
Słynny bananowy duet z The Body Shop. Był taki moment w blogsferze, że każda włosomaniaczka chciała je wypróbować. Ja w końcu pofatygowałam się do Wrocławia i zaopatrzyłam się w szampon i odżywkę. Pachną przepięknie! Sorry, ale jeśli chodzi o zapach to scandic bananowy może się schować. Muszę przyznać, że te produkty nie mają szałowego składu i wcale nie robią cudów na kiju. Jednak moje włosy nie są już tak wymagające jak na początku ich drogi do ogarnięcia;) także bananowe duo z TBS mi posłużyło. Jeśli macie jednak podniszczone włosy, albo bardzo wymagające, to odpuśćcie sobie, nie będziecie zadowolone.
Czasami jednak potrzebowałam porządnego oczyszczenia. Sięgałam wtedy po Joannę o prostym składzie. Szampon jak szampon, niedrogi i robi co ma robić;)
Zużyłam wszystkie maski do włosów i wróciłam do mojego hitu i absolutnego KWC. Biovax do włosów blond. Jest ze mną od początku włosomaniactwa i z ogromną przyjemnością do niego wróciłam. Już kiedyś pisałam o tej maseczce, o TUTAJ moje pierwsze wpisy;)
Do zabezpieczania końcówek i ogólnie ochrony włosów przed czynnikami zewnętrznymi służył mi sylikownowy olejek z gliss kura, którego używam codziennie od jakichś trzech miesięcy, lubimy się. Do tego super pachnie. Od Kasi już dawno dostałam odżywkę do rozczesywania włosów z Macadamia, podobnie jak wyżej wymieniony olejek, spisuje się bardzo dobrze, pięknie pachnie i działa! Rozczesywanie włosów stało się trochę łatwiejsze;)
Batiste. Wiadomo:)
Ktoś może zapytać: hola, hola! A gdzie oleje? No cóż...w denku pokazywałam zużyty olej palmowy i od tego czasu nie kupiłam nic nowego;) Zbieram się do zakupu kokosa. No, ale przejdźmy w końcu do sedna, czyli do włosów.
Tak mniej więcej wyglądają po przebudzeniu i rozpuszczeniu koka, w którym spałam. Mówiłam, że są niefotogeniczne, do tego Kuba totalnie nie zna się na robieniu zdjęć. Przysięgam, że zrobił ich milion i 99% rozmazane. Nie wiem jak on to robi...
Poprosiłam więc o pomoc Martę, ona to się zna i przy robieniu zdjęć jest niezastąpiona:)
Tak więc prezentują się moje włosy prawie codziennie, końcówki jak widać potrzebują dociążenia, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że nie są zniszczone, gdyż byłam je podciąć na koniec sierpnia. Pilnuję ich dość i nadal są mięciusie. Wywijają się, taka ich natura, muszę z tym żyć;)
Jeśli lubicie mojego facebooka KLIK to wiecie, że w ostatni weekend sierpnia byłam na Kaszubach na weselu przyjaciółki, gdzie po raz pierwszy od dwóch lat wyprostowałam włosy (w czym znowu pomogła mi Marta:*) Wydaje mi się, że te zdjęcia najlepiej oddają kolor moich włosów, ich kondycję, długość a także kształt w jaki są podcięte.
Muszę przyznać, że lato było dla moich włosów dość łaskawe, kiedy patrzę na nie teraz widzę, że nie są zbyt zniszczone i na razie nie wymagają cięcia. Niestety dopadło mnie jesienne wypadanie, więc wracam do akcji z wcierką. Także skrócony plan na jesień wygląda tak: wielki powrót do olei i wcierek.
Jak się mają wasze włosy po lecie? Jesteście z nich zadowolone?
Buziaki:*